czwartek, 12 czerwca 2014

11.

Justin's POV 


 Moje oczy otworzyły się szeroko, na widok Rickiego, który nacinał ręce porwanej. Nasunęło mi się jedno pytanie... Co do kurwy nędzy  właśnie się stało?!  Jej ręce teraz szpeciły ogromne, zalane krwią, szramy o różnych wielkościach.
 Przed nimi leżał rozłożony stolik, a na nich karty. Mój były wspólnik chyba się nie zorientował, że tu jestem. Nie zareagował na moje wołanie, co oznaczało, że nie ma zielonego pojęcia, że byłem świadkiem jak nadużywa sobie mojej cierpliwości oraz zaufania

 Podszedłem do nich bliżej, a raczej do skały, zza której, jakby nie patrzeć, był idealny na nich widok, szczególnie akustyka głosów. Wychyliłem się lekko, ale nie na tyle, by mogli mnie uprzedzić i zdemaskować.

-Masz czwórkę? - spytał przygryzając rożek jednej z wachlarzu kart.
-Idź na ryby. - Udało jej się wykrztusić.
-Pytałem, czy masz tą jebaną czwórkę! - Wywarczał, pochylając się nad stołem.

 Z daleka mogłem dostrzec zaskoczoną minę dziewczyny. Przełknęła nerwowo ślinę, zdobywając odwagę na to, by się odezwać. Podniosła na niego wzrok pełen pogardy, jakby właśnie przyszedł jej jakiś pomysł do głowy.

-A ja ci odpowiedziałam, idź łowić te pieprzone ryby...- obróciła głowę w moją stronę, zauważając mnie za kamieniem. Myślała, że może ma halucynacje, ponieważ potrząsnęła głową, nie dowierzając w to, co właśnie widzi.

 Przyłożyłem palec do ust, dając jej znak, aby siedziała cicho. Zobaczyłem potwierdzenie w jej oczach, nie to, żeby mi na niej zależało. Po prostu nie mogłem uwierzyć w występek swojego współpracownika.

 On często pomagał mi w trudnych sytuacjach, był moim doradcą. Wiedziałem, że wszystko się zmieniło, ale myślałem, że mogę mu zaufać.

 Oczy Rickquella zwęziły się podczas śmiechu, który wywołał u nas obojga dreszcze. Nie takiego Rickiego znałem, coś stało się z nim feralnej nocy. Nigdy nie rozmawialiśmy na ten temat, a on nigdy nie chciał go poruszać. Rozumiałem go po części, to był dla niego szok.
 To, co się stało, nie powinno się stać. Jednak ja na to nie miałem wpływu, tak jak reszta z nas.

-Wiesz...-zaczął
  -ty jesteś tylko pieprzonym pionkiem w grze.

 Na te słowa jeszcze bardziej się roześmiał. Zmarszczyłem brwi, jakim pionkiem w grze? Może chodzi mu o to porwanie?

-Jakiej grze? - zapytała cicho.
-Tej grze - uśmiechnął się jak niewinne dziecko.
-Nie za bardzo rozumiem...
-Bo widzisz, ty nie musisz tego rozumieć.
-Skoro mówiłeś, ze jestem pieprzonym pionkiem w grze, to może zechciałbyś mi wytłumaczyć?
-Ty chyba masz pragnienie własnej śmierci, dziecko - westchnął, jakby okazywał litość.
-Wiesz, jestem w gównianej sprawie. Nie dość, że zostałam oszukana, wstrzyknięto mi narkotyki, których nazwy nie znam i nigdy nie chciałabym poznać, a do tego jakiś psychopata próbuje mnie wyręczać w podcinaniu żył. Gratulacje! - wykrzyknęła - Zdobyłeś Oscara, za tę cudną rolę troskliwego oprawcy, a teraz przejdź do rzeczy....

 Nie zdążyła dokończyć, bo rozległ się huk na całą jaskinie, Krzesło, na którym do tej chwili siedział, upadło na ziemię, a stolik został popchnięty w kierunku ofiary. Już czas...

-Może jeszcze zgwałć ją, poczujesz się lepiej. - odezwałem się.
-Dziwce chyba przydałaby się tego typu nauczka...

Nagle jego twarz zbladła, gdy dotarło do niego, z kim rozmawia,

Niespodzianka, skurwysynie.

Victoria's POV

-Może zgwałć ją, poczujesz się lepiej. - usłyszałam głos Justina.
-Dziwce przydałaby się tego typu nauczka....

 Momentalnie zrobiłam się sztywna. Moje życie nie miało tak wyglądać. Miałam mieć dwójkę dzieci, syna Aleksandra oraz młodszą od niego córkę, Laurę.
Zobaczyłam, że twarz Rockiego, czy jak mu tam, momentalnie się zmieniła...

- To Ricky...-przedłużył- powiedz mi, co dzisiaj porabiałeś? Dobrze się bawiłeś?

 Posłał mu fałszywy uśmiech, który aż raził w oczy, ale tylko ja to zauważyłam.
Rocky natomiast potraktował to pytanie, jako szczera minuta zwierzeń i opowiadania o jego dniu.

-Dobrze się bawiliśmy? - odwrócił się w moją stronę, oczekując odpowiedzi.

Nie, jesteś psycholem, który nie umie zapanować nad sobą! Rani dziewczyny jak pieprzony psychopata, nie rusza go nawet widok krwi na nożu oraz to, że on sam zrobił mi te rany! Odpowiedź brzmi NIE!

-Świetnie - mruknęłam.

Mogłam wprost wyczuć na sobie wzrok Justina, ale nie odważyłam się na niego spojrzeć.
Czułam w sobie rozdarcie fizyczne, jak i zarówno psychiczne , dosłownie.

-Nie obrazisz się, jeśli na chwilę ją porwę? - dalej ciągnął tą grę.
-Oczywiście, że nie. - zachichotał obrzydliwie.
-To dobrze.

 Szarpnął za moją rękę, próbując wyswobodzić mnie ze sznurów.

Zanim jednak to zrobił rozszedł się dźwięk jego telefonu. Oczywiście moje życie nie jest tak ważne, jak odczytanie wiadomości w pierwszej kolejności, duh.

Jego twarz stężała, gdy przeczytał treść zawartą w esemesie. Czytał go kilka razy, jakby nie dowierzając w tekst, który został do niego wysłany.
  Podniósł na mnie wzrok i przechylił telefon jedną ręką tak, abym mogła przeczytać, co jest tam napisane. Rozwiązywał sznury z niebywałą prędkością, a ja wiedziałam już dlaczego, gdy tylko to przeczytałam

Rick jest szpiegiem z 801, wynoś się stamtąd jak najszybciej. Czekam na podjeździe.
Ian.

~*~



Yep, I know. 
Dawno mnie tutaj nie było, ale ten jeden procent (post niżej) zdziałał niesamowicie dużo. Kilka osób wspierało mnie przez ten czas, tu mam na myśli czytelników i czytelniczki, ale potem odpuściło. Rozumiem Was.
Żeby nie przedłużać chciałam tylko powiedzieć, że wróciłam!

*Freaking-Out*

Następny rozdział przewiduję za tydzień, w czwartek.

Se ya xx