niedziela, 16 czerwca 2013

7.


-Victoria! Zejdź na kolację! - Krzyknęła moja mama. Cały mój humor roztrzaskał się w drobny mak, gdy dowiedziałam się , że nie mogę posiadać tej maski. No bo kto aż tak chętnie by ją kupował? Owszem, była piękna, oryginalna i drogocenna, ale w tym sklepie było mnóstwo podobnych masek! Dlaczego mnie zawsze prześladuje pech?! - VICORIA! - Tym razem to był przeraźliwy krzyk. Szybko wstałam z mojego łóżka i nacisnęłam klamkę od drzwi. Zeszłam po schodach i zauważyłam już nakryty stół, a przy nim moją mamę z.... z jakimś obcym facetem!
Ko to mógł być, o tak późnej porze? Podeszłam niepewnym krokiem. Zmieszana usiadłam po drugiej stronie stołu.

-Eee... dobry wieczór. - Powiedziałam. Facet wyglądał na około 40 lat, nic poza tym. Ogromne zdziwienie zaczęło się malować na jego twarzy, dostrzec można było kilka zmarszczek.

-Nie poznajesz mnie...? - Popatrzył na mnie.  Ja tylko pokiwałam przecząco głową i spojrzałam na moją mamę, która teraz płakała. Zaraz! PŁAKAŁA?!

-Mamo, co się stało?! - Mój głos odbijał się echem wśród pustych pokoi.

-Usiądź, Vic. - Wow, ona nigdy nie mówiła na mnie 'Vic'. Coś musi być na rzeczy, coś bardzo poważnego.

-Jestem twoim ojcem... - Uśmiechnął się blado. Jak to kurwa moim ojcem?! Gdzie on był przez te wszystkie lata?! Ja się pytam! GDZIE?! Nie odwzajemniłam gestu tylko wpatrywałam się w pustą przestrzeń za moimi rodzicami. Chętnie wydrapałabym mojemu ojcu oczy, gdyby to było możliwe. Przez te 7 lat nie raczył nawet zadzwonić! NIC! Nawet kurwa głupiego telefonu!
   Po jakimś czasie zorientowałam się, jak długo trwamy w tej ciszy. Bezkresna cisza, łóżko i ciemność. Trzy rzeczy, o których w tej chwili marzyłam. Wstałam powoli od stołu, czując jak moje ciało całe drętwieje w szoku. Nie wiedziałam co mam robić, rzucić mu się na szyję i całować, czy nigdy się do niego nie odezwać i upokorzyć? W tej chwili miałam mętlik w głowie, ale wiedziałam jedno. Tak szybko mu nie wybaczę. Wpatrując się w białą ścianę odsunęłam drewniane krzesło, aż było słychać nieprzyjemny dźwięk starcia się płytek z drewnem. Szłam chwiejnym krokiem przed siebie, nie mając pojęcia, co dokładnie robię.

   Gdy dotarłam do mojego pokoju zgasiłam lampkę i położyłam się na łóżku. Nawet apetyt mi przeszedł, nie czułam głodu. Czułam jedynie strach, rozczarowanie, zdezorientowanie i cholerną pustkę. Pustkę, nie smutek. Łzy powoli spadały po moich nieskazitelnych policzkach. Dlaczego ja?! Nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam.


*    *    *


  Obudziłam się w nocy, było mi cholernie zimno. Spojrzałam na zegarek, który stał na komodzie. 3:33. Pięknie! Nie żebym była przesądna, lub wierzyła w te zabobony. Przekręciłam się na drugi bok z zamkniętymi oczami. W tej chwili byłam plecami do ściany. Zmarszczyłam brwi. Czułam czyjś oddech na jej twarzy, na policzkach, na brodzie, a głównie na ustach. Nie miałam odwagi otworzyć oczu. Strasznie się bałam, jednak to zrobiłam. Nic. Nic. NIC?! Ja to przecież kurwa czułam! Jak?! Zobaczyłam, ze drzwi do ogrodu są otwarte. Może to był powiew wiatru, pewnie tak... Zasunęłam je szybko i z powrotem udałam się do mojego ukojenia, do mojej krainy, gdzie wszystko jest idealne. Przez chwilę.


*Beep-Beep-Beep*

  Cholerny i wkurwiający budzik! Jezu... przysięgam, odkąd ja tak co chwile przeklinam? Ubrałam szlafrok wiszący na krześle i moje różowe i puchate kapciuszki. Były aż tak milutkie, że gdyby nie wczorajsze wydarzenia, na mojej twarzy widniałby szeroooki uśmiech. Zeszłam do kuchni, by coś przekąsić. Moje oczy napotkały ludzkie ciało leżące na kanapie i przykryte kocem. Ludzkie ciało, brawo Sherlocku. Po cichu nalałam sobie soku do szklanki i jednym łykiem wypiłam. Ktoś mnie złapał za ramię. JEZU. To moja mama, posłała mi promienny uśmiech, na co ja tylko prychnęłam. 

-Dzień dobry, kochanie. 

-Dzień dobry, matko. - Odpowiedziałam chłodno. Jej oczy wyrażały tylko jeden wyraz : smutek.

-Cóż, myślę, że przemyślałaś twoje wczorajsze zachowanie i porozmawiasz z ojcem dzisiaj. - Spojrzała na mnie z nadzieją. Nadzieja matką głupich.

-Szczerze? Nie mam zamiaru. - Wyminęłam ją i weszłam do łazienki. Zatrzasnęłam za sobą drzwi. Rozebrałam się i wskoczyłam pod prysznic. Gorące krople spływały po moim ciele : relaks. Coś, czego potrzebowałam od miesięcy. Ciągle stres, nauka, stres, nauka. Można się wykończyć. Gdy byłam już całkowicie gotowa wyszłam z łazienki i udałam się do mojego pokoju. 

Na moim biurku leżało średniej wielkości pudełeczko zawiązane w czarną i grubą kokardę. Na nim leżała mała, kwadratowa karteczka. Jak to się stało, że tego wcześniej nie zauważyłam?

Podeszłam ostrożnie i pociągnęłam za zakończenie wstążki. w dotyku była miękka i jedwabista. Otworzyłam pudełko i moim oczom ukazała się maska. Kurwa, to nie możliwe. Maska! MASKA! Ta sama maska, co w sklepie! MOJA MASKA! Ale jak ? Gdzie? Kiedy? 

Przypomniałam sobie zdarzenie z  nocy i natychmiast przeszły mnie ciarki. Wzięłam rzecz w ręce i delikatnie ją obróciłam. Przepiękna, w wyglądzie i w dotyku. Przez moje roztargnienie nie zajrzałam do karteczki. Było tam wyraźnie napisane :

Żebyś wyglądała pięknie na imprezie. Bo chyba będziesz, tak? 

PS: Nie rób czegoś, czego nie chcesz.

________________________________________________________

I jak? ;3 Myślę, że dobrze. W 8 rozdziale będzie akcja, ze uhuhuhuh *_* + impreza. Bal karnawałowy lub maskarada, jak wolicie. Tam to dopiero będzie się działo. Pozdrawiam ;***

5 komentarzy:

  1. Genialny rozdział!
    Serio... Mój ulubiony *.*
    Justin kupił maskę... Stop. Notka była po polsku...
    F.

    OdpowiedzUsuń
  2. Najlepszy rozdział! Kocham to!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tam wejdę c: i dziękuję. NN już dzisiaj.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejkuuu... Zapowiada się świetna akcja. <33

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiedziałam ! No dobra, przeczuwałam :D
    Teraz 8, ten co cię złapała wena xdd
    Zabieram się za czytanie ^^

    OdpowiedzUsuń