Rozdział dedykuję mojej prze kochanej koleżance, która obrobiła mi w szkole dupę przy nauczycielu. Wprost kocham cię, Justyna. Jesteś wredną suką , pozdrowienia ;****
*...*...*
Zeszłam do kuchni, by przekąsić coś przed wyjściem. Na każdej imprezie są przekąski i coś do picia, ale stwierdziłam , że nie chcę o głodzie wybrać się na potańcówkę, tak to nazwijmy. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam sałatę, rzodkiewkę, pomidor, szynkę, ser i masło.
Wyjęłam z chlebaka bułkę i zrobiłam sobie kanapki. Pech chciał, że akurat do kuchni szedł 'ojciec'. No to się idealnie złożyło ( wyczuwacie ten sarkazm? ) . Prychnęłam cicho do siebie nalewając soku do szklanki. Wciąż nie chciałam w to uwierzyć, nie może tak być. Wszystko było idealnie, dopóki on się nie pojawił. Tak, wiem. Najlepiej by było, gdyby wtedy nie odszedł do pracy w Kanadzie.
Jeśli już to zrobił, mógł zaoszczędzić nam cierpienia i nie pojawiać się już nigdy w naszym życiu. Tak, miałam do niego żal. Przez te wszystkie lata, żyłam w nadziei , ze życie mu się ułoży, będzie miał dobrą i płatną pracę , a co najważniejsze nigdy o Nas nie zapomni. Nie dostałyśmy z mamą ani jednego telefonu, maila, sms'a czy jakiegokolwiek znaku życia.
-Co dzisiaj wieczorem porobimy? Myślałem nad tym, abyśmy się wszyscy wybrali na kręgle. - Niech lepiej nie myśli, w ogóle mu to nie wychodzi.- To co, pojedziemy? - Spytał.
-Nie. - Odpowiedziałam szybko.
-Dlaczego? - Zdziwił się.
-Bo nie. - Odpowiedziałam wymijająco kładąc kanapki na talerzu i biorąc do drugiej ręki szklankę. Kątem oka zauważyłam, jak mi się przygląda. Żeby tylko się nie dowiedział o imprezie.
-Wychodzisz gdzieś? - Zapytał podejrzliwie. Cholera! Dlaczego on zawsze musi mi czytać w myślach?! Jak byłam mała to mnie przerażało, ale teraz się wściekam!
-Tak. - Odpowiedziałam sucho, stojąc w progu wejścia od kuchni do korytarza. niech już powie, co ma do powiedzenia , a nie się ze mną drażni. Spojrzałam na niego wyczekująco.
-Nigdzie nie idziesz. - Powiedział. Moje oczy rozszerzyły się ze zdziwienia.
-Pójdę. Nie będziesz mi rozkazywał! - W jego oczach pojawił się niebezpieczny błysk i zniknął, tak szybko, jak się znalazł.
-Owszem, będę! Jesteś jeszcze niepełnoletnia, a ja jestem twoim ojcem! Mieliśmy sobie zrobić rodzinny wieczór! - Wykrzyczał.
-Jestem już prawie pełnoletnia, a ojcem to ty nie jesteś! A jak zauważyłeś, my nigdy nie będziemy pełną rodziną! - Zabolało. Cholernie zabolało nas obojga. Po moim policzku zaczęły spływać łzy. Odwróciłam się z zamiarem wyjścia, ale drogę tarasowała mi moja mama. Wyglądała na smutną, przygnębioną i... zawiedzioną?
-W tej chwili marsz do pokoju! Nie będziesz tu nam mówić, co mamy robić! Jesteś jeszcze niedojrzałym gówniarzem! - Krzyknęła wskazując palcem na drzwi do mojej sypialni. Zamarłam. To się nie dzieje naprawdę, to jest niemożliwe!
Czyli jednak nie jestem dla nich ważna! Teraz pojawił się ojciec, który będzie robił z moją mamą, co chciał. Będzie kierował jej życiem, robił mętlik i zamieszanie. Nie ma mnie. Ja już się nie liczę. To ja kurwa pocieszałam moją cholerną matkę! To ja pozwalałam się jej wypłakać na moim ramieniu! To ja byłam przy niej przez te lata!
To JA kurwa tu byłam, nie ON! Uświadomiłam sobie jedną rzecz, oni mnie już oboje nie kochają tak mocno, jak kiedyś. Po moim policzku rwały się potoki łez. Przeszłam obok 'nieznanej mi kobiety' i trąciłam ją ramieniem. Jednak zanim otworzyłam drzwi do pokoju odwróciłam się i powiedziałam :
-Dla mnie możecie równie dobrze nie istnieć! - I zamknęłam za sobą drzwi. Płakałam. Tak, już drugi raz w tym samym dniu. Nie wiem, co ja takiego zrobiłam Ci Boże?! Dlaczego mnie karzesz?! Rzuciłam głowę w poduszkę i szlochałam. Pewnie każdy mnie w domu usłyszał, ale mam to w dupie. Ich mam w dupie. Cały ŚWIAT MAM W DUPIE.
*Brrriiiiiing!-Brrriiiiing!-Brrriiiiing!*
Nie wiedziałam o co chodzi. Podniosłam delikatnie głowę i ujrzałam jasne światło, które stopniowo zaczęło się zmniejszać. Kurwa, zasnęłam. Miałam zadzwonić do Weroniki. Powolnym ruchem sięgnęłam po telefon i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Halo? - Mój głos brzmiał jak zaspany. Cóż się dziwić? Spałam.
-Gotowa?! - Krzyknęła mi do ucha, aż od razu pobudziła mnie do wstania. zerwałam się z łóżka i przytkałam ucho.
-Nie, nie idę. Matka i ojciec nie chcą mnie puścić. - Westchnęłam. Pomasowałam dłonią moje czoło i zamknęłam oczy. Nie chciałam wracać do tej sprawy. Pamiętam, po tej całej niespodziance z maską zadzwoniłam do Weroniki jej wszystko opowiedzieć. Oczywiście nie pominęłam też 'szczegółu' ze mój ojciec wrócił z Kanady.
-Idziesz. - Powiedziała pewna siebie.
-Nie, nie idę. - Obmyśliła jakiś plan, znając ją. - Znasz ich. - Mruknęłam.
-Taaak, dlatego się wymkniemy. - Pisnęła uradowana. Chce abym słuch straciła?! Czy jak?!
-Nie mogę, wiesz o tym. - Powiedziałam mało przekonana.
-Proszęęęęę! - Zachichotałam, a ona razem ze mną. Zawsze umiała mi poprawić humor, dlatego była moją przyjaciółką.
-Wiesz, ze bym chciała... - Nie dokończyłam.
-Oj no weź! To już prawie koniec roku szkolnego, co ci zaszkodzi zabawić się?! Cały rok czekałyśmy na to! - Krzyknęła obruszona. Chwilę się zastanawiałam. a czemu by nie? W końcu nie chodziłam zbyt często na imprezy, ani się nie upijałam, ani późno nie wracałam.
-Okej, ale nie męcz mnie już. Proszę. - Zachichotała po drugiej stronie słuchawki. - Okej która jest godzina? - Spytałam.
-Jest dziewiętnasta, przyjadę ooo... za dziesięć minut , wezmę twoje rzeczy, wyjdę drzwiami, a ty się wymkniesz przez okno. Ja będę miała alibi, że byłam tutaj, ale potem pojechałam. - W sumie to nie był taki pomysł.
-Ok, to szybko. - Powiedziałam i się rozłączyłam
**********
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam pokój i podeszłam do mojej mamy, która właśnie witała się z Weroniką.
-Dzień dobry proszę pani. Jest Victo.... o już ją widzę! Hej! - Krzyknęła do mnie promiennie się uśmiechając.
-Hej. - Mruknęłam, gdy stałam już bliżej niej. Obok wisiało małe lustro. Spojrzałam ukradkiem na swoje odbicie. Wyglądałam ja 100 nieszczęść. Ale makijaż zdziała cuda. Oczy spuchnięte, policzki czerwone, podkrążone oczy.
-Nie żebym była niemiła, ale co Cię tu sprowadza Weroniko? - Spytała moja mama.
-Bo my.... Victoria miała dzisiaj u mnie w domu nocować. - No to chyba zmieniła plany. Posłałam jej pytające spojrzenie. Ona tylko wzruszyła ramionami. - Miałyśmy urządzić sobie pidżama-party.
-Oh, a nie idziecie czasem na jakąś imprezę? - Zmrużyła oczy.
-Nie, nie wiem co pani Vic powiedziała, ale dzisiaj ma u mnie nocować, więc zabieram ją do siebie. - Uśmiechnęła się.
-Hm, no nie wiem.... a będą tam jakieś chłopaki? -Spytała podejrzliwie.
-Nie , jak już mówiłam, tylko ja i Vic. - Gdy moja mama nie patrzyła mrugnęła do mnie znacząco.
-Dobrze, ale wiesz....- mówiła wahając się.- Masz być o 10 rano, ani minuty dłużej.
-Dobrze, to wejdź. - Przepuściłam ją w drzwiach i zaprosiłam gestem do środka.
Szłyśmy w całkowitej ciszy czując wzrok mojej matki. Żadna nie miała odwagi odezwać się, póki ona wszystko mogła usłyszeć. Doszłyśmy do mojego pokoju a ja je zamknęłam z takim impetem, że można było słyszeć krzyk matki :
-Co ja ci mówiłam o trzaskaniu drzwiami?! - Obie z Weroniką się zaśmiałyśmy.
-Co masz w tej torbie? - Spytał podejrzliwie ojciec. Miałyśmy już wychodzić, gdy szarpnął za nią i powoli zaczął wykładać z niej rzeczy. Wiedziałam, że i tak tam nic nie znajdzie. Kosmetyki, szampon, ręcznik, kapcie , szczoteczka i pasta do zębów oraz piżama.-Dobra, możesz iść.
-Jakbym potrzebowała twojego pozwolenia. - Mruknęłam.
-Co powiedziałaś?! - Uuups.
-Nic. Chodź. - Pociągnęłam za rękę Weronikę.
-Milo mi było, niech państwo się nie martwią! Odwiozę ją! - Krzyknęła , gdy już wsiadałyśmy do samochodu.
Panowała cisza. Nie wiedziałam co robić, jednak to była tak śmieszna sytuacja, że po chwili obie wybuchłyśmy w tym samym czasie śmiechem!
-Dobrze, że wsadziłyśmy moje rzeczy do twojej torby. - Powiedziałam.
-Cóż, zapowiada się niezła impreza. Nie ma ale... musisz się napić. - Uśmiechnęła się chytrze. Wahałam się, ale stwierdziłam już po raz drugi w tym dniu : Dlaczego nie?
* * *
-Wyglądam okropnie. - Jęknęłam. Na moim ciele leżała czarna, koronkowa sukienka bez ramiączek. Sięgała zaledwie do kolan.
Na głowie założona była już maska. Całość prezentowała się pięknie, niestety ja psułam cały wizerunek. Moje włosy były z przodu zagarnięte do tyłu i podpięte. Tworzyły one coś na wzór pół-kucyka.
Wyjęłam z chlebaka bułkę i zrobiłam sobie kanapki. Pech chciał, że akurat do kuchni szedł 'ojciec'. No to się idealnie złożyło ( wyczuwacie ten sarkazm? ) . Prychnęłam cicho do siebie nalewając soku do szklanki. Wciąż nie chciałam w to uwierzyć, nie może tak być. Wszystko było idealnie, dopóki on się nie pojawił. Tak, wiem. Najlepiej by było, gdyby wtedy nie odszedł do pracy w Kanadzie.
Jeśli już to zrobił, mógł zaoszczędzić nam cierpienia i nie pojawiać się już nigdy w naszym życiu. Tak, miałam do niego żal. Przez te wszystkie lata, żyłam w nadziei , ze życie mu się ułoży, będzie miał dobrą i płatną pracę , a co najważniejsze nigdy o Nas nie zapomni. Nie dostałyśmy z mamą ani jednego telefonu, maila, sms'a czy jakiegokolwiek znaku życia.
-Co dzisiaj wieczorem porobimy? Myślałem nad tym, abyśmy się wszyscy wybrali na kręgle. - Niech lepiej nie myśli, w ogóle mu to nie wychodzi.- To co, pojedziemy? - Spytał.
-Nie. - Odpowiedziałam szybko.
-Dlaczego? - Zdziwił się.
-Bo nie. - Odpowiedziałam wymijająco kładąc kanapki na talerzu i biorąc do drugiej ręki szklankę. Kątem oka zauważyłam, jak mi się przygląda. Żeby tylko się nie dowiedział o imprezie.
-Wychodzisz gdzieś? - Zapytał podejrzliwie. Cholera! Dlaczego on zawsze musi mi czytać w myślach?! Jak byłam mała to mnie przerażało, ale teraz się wściekam!
-Tak. - Odpowiedziałam sucho, stojąc w progu wejścia od kuchni do korytarza. niech już powie, co ma do powiedzenia , a nie się ze mną drażni. Spojrzałam na niego wyczekująco.
-Nigdzie nie idziesz. - Powiedział. Moje oczy rozszerzyły się ze zdziwienia.
-Pójdę. Nie będziesz mi rozkazywał! - W jego oczach pojawił się niebezpieczny błysk i zniknął, tak szybko, jak się znalazł.
-Owszem, będę! Jesteś jeszcze niepełnoletnia, a ja jestem twoim ojcem! Mieliśmy sobie zrobić rodzinny wieczór! - Wykrzyczał.
-Jestem już prawie pełnoletnia, a ojcem to ty nie jesteś! A jak zauważyłeś, my nigdy nie będziemy pełną rodziną! - Zabolało. Cholernie zabolało nas obojga. Po moim policzku zaczęły spływać łzy. Odwróciłam się z zamiarem wyjścia, ale drogę tarasowała mi moja mama. Wyglądała na smutną, przygnębioną i... zawiedzioną?
-W tej chwili marsz do pokoju! Nie będziesz tu nam mówić, co mamy robić! Jesteś jeszcze niedojrzałym gówniarzem! - Krzyknęła wskazując palcem na drzwi do mojej sypialni. Zamarłam. To się nie dzieje naprawdę, to jest niemożliwe!
Czyli jednak nie jestem dla nich ważna! Teraz pojawił się ojciec, który będzie robił z moją mamą, co chciał. Będzie kierował jej życiem, robił mętlik i zamieszanie. Nie ma mnie. Ja już się nie liczę. To ja kurwa pocieszałam moją cholerną matkę! To ja pozwalałam się jej wypłakać na moim ramieniu! To ja byłam przy niej przez te lata!
To JA kurwa tu byłam, nie ON! Uświadomiłam sobie jedną rzecz, oni mnie już oboje nie kochają tak mocno, jak kiedyś. Po moim policzku rwały się potoki łez. Przeszłam obok 'nieznanej mi kobiety' i trąciłam ją ramieniem. Jednak zanim otworzyłam drzwi do pokoju odwróciłam się i powiedziałam :
-Dla mnie możecie równie dobrze nie istnieć! - I zamknęłam za sobą drzwi. Płakałam. Tak, już drugi raz w tym samym dniu. Nie wiem, co ja takiego zrobiłam Ci Boże?! Dlaczego mnie karzesz?! Rzuciłam głowę w poduszkę i szlochałam. Pewnie każdy mnie w domu usłyszał, ale mam to w dupie. Ich mam w dupie. Cały ŚWIAT MAM W DUPIE.
* * *
*Brrriiiiiing!-Brrriiiiing!-Brrriiiiing!*
Nie wiedziałam o co chodzi. Podniosłam delikatnie głowę i ujrzałam jasne światło, które stopniowo zaczęło się zmniejszać. Kurwa, zasnęłam. Miałam zadzwonić do Weroniki. Powolnym ruchem sięgnęłam po telefon i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Halo? - Mój głos brzmiał jak zaspany. Cóż się dziwić? Spałam.
-Gotowa?! - Krzyknęła mi do ucha, aż od razu pobudziła mnie do wstania. zerwałam się z łóżka i przytkałam ucho.
-Nie, nie idę. Matka i ojciec nie chcą mnie puścić. - Westchnęłam. Pomasowałam dłonią moje czoło i zamknęłam oczy. Nie chciałam wracać do tej sprawy. Pamiętam, po tej całej niespodziance z maską zadzwoniłam do Weroniki jej wszystko opowiedzieć. Oczywiście nie pominęłam też 'szczegółu' ze mój ojciec wrócił z Kanady.
-Idziesz. - Powiedziała pewna siebie.
-Nie, nie idę. - Obmyśliła jakiś plan, znając ją. - Znasz ich. - Mruknęłam.
-Taaak, dlatego się wymkniemy. - Pisnęła uradowana. Chce abym słuch straciła?! Czy jak?!
-Nie mogę, wiesz o tym. - Powiedziałam mało przekonana.
-Proszęęęęę! - Zachichotałam, a ona razem ze mną. Zawsze umiała mi poprawić humor, dlatego była moją przyjaciółką.
-Wiesz, ze bym chciała... - Nie dokończyłam.
-Oj no weź! To już prawie koniec roku szkolnego, co ci zaszkodzi zabawić się?! Cały rok czekałyśmy na to! - Krzyknęła obruszona. Chwilę się zastanawiałam. a czemu by nie? W końcu nie chodziłam zbyt często na imprezy, ani się nie upijałam, ani późno nie wracałam.
-Okej, ale nie męcz mnie już. Proszę. - Zachichotała po drugiej stronie słuchawki. - Okej która jest godzina? - Spytałam.
-Jest dziewiętnasta, przyjadę ooo... za dziesięć minut , wezmę twoje rzeczy, wyjdę drzwiami, a ty się wymkniesz przez okno. Ja będę miała alibi, że byłam tutaj, ale potem pojechałam. - W sumie to nie był taki pomysł.
-Ok, to szybko. - Powiedziałam i się rozłączyłam
**********
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam pokój i podeszłam do mojej mamy, która właśnie witała się z Weroniką.
-Dzień dobry proszę pani. Jest Victo.... o już ją widzę! Hej! - Krzyknęła do mnie promiennie się uśmiechając.
-Hej. - Mruknęłam, gdy stałam już bliżej niej. Obok wisiało małe lustro. Spojrzałam ukradkiem na swoje odbicie. Wyglądałam ja 100 nieszczęść. Ale makijaż zdziała cuda. Oczy spuchnięte, policzki czerwone, podkrążone oczy.
-Nie żebym była niemiła, ale co Cię tu sprowadza Weroniko? - Spytała moja mama.
-Bo my.... Victoria miała dzisiaj u mnie w domu nocować. - No to chyba zmieniła plany. Posłałam jej pytające spojrzenie. Ona tylko wzruszyła ramionami. - Miałyśmy urządzić sobie pidżama-party.
-Oh, a nie idziecie czasem na jakąś imprezę? - Zmrużyła oczy.
-Nie, nie wiem co pani Vic powiedziała, ale dzisiaj ma u mnie nocować, więc zabieram ją do siebie. - Uśmiechnęła się.
-Hm, no nie wiem.... a będą tam jakieś chłopaki? -Spytała podejrzliwie.
-Nie , jak już mówiłam, tylko ja i Vic. - Gdy moja mama nie patrzyła mrugnęła do mnie znacząco.
-Dobrze, ale wiesz....- mówiła wahając się.- Masz być o 10 rano, ani minuty dłużej.
-Dobrze, to wejdź. - Przepuściłam ją w drzwiach i zaprosiłam gestem do środka.
Szłyśmy w całkowitej ciszy czując wzrok mojej matki. Żadna nie miała odwagi odezwać się, póki ona wszystko mogła usłyszeć. Doszłyśmy do mojego pokoju a ja je zamknęłam z takim impetem, że można było słyszeć krzyk matki :
-Co ja ci mówiłam o trzaskaniu drzwiami?! - Obie z Weroniką się zaśmiałyśmy.
* * *
-Co masz w tej torbie? - Spytał podejrzliwie ojciec. Miałyśmy już wychodzić, gdy szarpnął za nią i powoli zaczął wykładać z niej rzeczy. Wiedziałam, że i tak tam nic nie znajdzie. Kosmetyki, szampon, ręcznik, kapcie , szczoteczka i pasta do zębów oraz piżama.-Dobra, możesz iść.
-Jakbym potrzebowała twojego pozwolenia. - Mruknęłam.
-Co powiedziałaś?! - Uuups.
-Nic. Chodź. - Pociągnęłam za rękę Weronikę.
-Milo mi było, niech państwo się nie martwią! Odwiozę ją! - Krzyknęła , gdy już wsiadałyśmy do samochodu.
Panowała cisza. Nie wiedziałam co robić, jednak to była tak śmieszna sytuacja, że po chwili obie wybuchłyśmy w tym samym czasie śmiechem!
-Dobrze, że wsadziłyśmy moje rzeczy do twojej torby. - Powiedziałam.
-Cóż, zapowiada się niezła impreza. Nie ma ale... musisz się napić. - Uśmiechnęła się chytrze. Wahałam się, ale stwierdziłam już po raz drugi w tym dniu : Dlaczego nie?
* * *
-Wyglądam okropnie. - Jęknęłam. Na moim ciele leżała czarna, koronkowa sukienka bez ramiączek. Sięgała zaledwie do kolan.
Na głowie założona była już maska. Całość prezentowała się pięknie, niestety ja psułam cały wizerunek. Moje włosy były z przodu zagarnięte do tyłu i podpięte. Tworzyły one coś na wzór pół-kucyka.
-Ty masz jakieś urojenia.- Wytrzeszczyła oczy. Wyglądała olśniewająco. Brzoskwiniowa sukienka, sięgająca do ud, ze zmarszczonym materiałem, który delikatnie połyskiwał w świetle. Na głowie miała wysoko upięty kok, z którego niesforne kosmyki włosów aż się prosiły, by wydostać się na zewnątrz.
Całość prezentowała się idealnie. Jeszcze został nam makijaż. Zdjęłam maskę, ostrożnie kładąc ją na biurku, aby jej nie uszkodzić.
Usiadłam wygodnie przed toaletką i powierzyłam moją twarz Weronice. Zamknęłam oczy. Dryfowałam we własnych myślach. Zapowiada się na bardzo długą noc....
Dodawaj szybko drugą część ;DD Ta jest oczywiście idealna! Czekam na Justina, noo:)
OdpowiedzUsuńCudowne ;)
OdpowiedzUsuńF.
O Jezu, Jezu, Jezu ! :D
OdpowiedzUsuńLubie takie rozdziały c:
I, wiem że się zdziwisz, gdy to napiszę, ale: czekam na Justina & Vic. xd
Czytam dalej :D